Dzisiaj przy śniadaniu dzień powitał nas startem dwóch balonów tuż za płotem! Zdążyliśmy uchwycić je na zdjęciu, gdy odlatywały. Okazuje się, że i tak można „zwiedzać” dolinę rzeki. Sądząc po zdjęciach „z lotu ptaka” znalezionych w sieci, taka podróż musi robić ogromne wrażenie.
Trzeba przyznać, że ścieżka jest bardzo dobrze
przygotowana. Wyraźne oznaczenia, kładki, tablice informacyjne (niestety część
jedynie po łotewsku). Wybiegi zwierząt są rozsiane po naprawdę sporym terenie,
także można też swoją uwagę poświęcić tutejszej przyrodzie. Widać również, że
gospodarze zadbali o najmłodszych zwiedzających – oprócz infrastruktury dostosowanej
do dzieci (przewijaki, specjalny kibelek dla dzieci i małe stoliki w barze), na
samym szlaku umieścili dużo atrakcji przeznaczonych dla młodych ciałem lub duchem.
„Naturalne” place zabaw, łamigłówki przyrodnicze, ścieżki sensoryczne (zobacz-dotknij-powąchaj)
itp.
Sporym wyzwaniem było samo wypatrywanie zwierząt na
wybiegach. Mimo, że wiadomo, że gdzieś tam muszą być, czasem nijak nam się to
nie udawało. Za to innym razem zwalony pień okazywał się niedźwiedziem, a cień
w trawie lisem. Całkiem ciekawe doświadczenie.
Trochę nam się zeszło z obejściem i obejrzeniem wszystkiego.
Tradycyjnie już w najmniej oczekiwanym momencie Franek zakomunikował, że on
właśnie w tej sekundzie stał się tak głodny, że w zasadzie nie może już iść
dalej i lada moment umrze z głodu 😉 Na szczęście zza roku majaczyła już budka z zupą i plackami, która uratowała
Franka od śmierci głodowej. Po lekkim naładowaniu baterii wróciliśmy do rowerów
i ruszyliśmy w stronę miasteczka Līgatne do specyficznego parku linowego Tīkluparks.
Okazało się, że jest to całkiem fajne miejsce łączące właśnie
park linowy, hotel, restaurację, sale zabaw dla dzieci i sale wystawowe oraz salę
koncertową.
Sam park linowy to podwieszone na wysokości od 7 do 15
metrów nad ziemią pomosty z siatki, po których można chodzić, biegać i skakać.
Trochę jak połączenie ścieżek z parków linowych (choć nie było tu zbyt wiele
przeszkód do pokonania) i gigantycznej trampoliny podwieszonej na sporej wysokości.
A wszystko to między drzewami świerkowego lasu.
Po zabawie mieliśmy jeszcze w planach rzucić okiem na
starą papiernię, która swego czasu była kołem napędowym rozwoju okolicznych
miejscowości, ale niestety nie udało nam się do niej dotrzeć. Cały ten teren
jest dość mocno górzysty i poprzecinany przez doliny mniejszych rzek, także to
co na mapie wygląda blisko, może okazać się już w dolinie kolejnego potoku.
W każdym razie nie chciało nam się już błądzić i
pojechaliśmy prosto na nasz kemping. Przy okazji mieliśmy okazję rzucić okiem
na nietypowe zabudowania Līgatne, które w prawie 100% stanowiła bardzo stara
zabudowa, jeszcze drewniana. Najpierw minęliśmy parę wolnostojących drewnianych
mini-pałaców czy willi, aby po chwili dojechać do ciągnących się dobre kilkaset
metrów osiedli drewnianych szeregowców, ewidentnie dość wiekowych.
No i na tyle – jutro ruszamy dalej.
Trzeba przyznać, że po tym jednym dniu teren ten
narobił nam smaku - jest tu naprawdę uroczo i jest materiału na co najmniej tygodniowy
(lub dłuższy) super ciekawy pobyt. Może jeszcze kiedyś….



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz