Dzisiaj postanowiliśmy ruszyć na drugą część wyspy i zobaczyć kolejne najważniejsze punkty warte odwiedzenia.
Przejechawszy znowu przez miejscowość Kuressaare, po około pół godziny dotarliśmy do wsi Kaali, gdzie mieliśmy zobaczyć krater metereorytu.
I faktycznie tuż za wsią był parking, a przy nim ponad 100 metrowy
krater po uderzeniu meteorytu. Kształt, mimo upływu czasu, był bardzo wyraźny -
dokładny okrąg, w środkowej części trochę wody (niby dumnie nazywane jeziorem,
ale tego dnia była tam najwyżej większa kałuża) i wał z ziemi i skał dookoła.
Ciekawe było to, że meteoryt spadł w czasach, gdy Saaremaa
była już zamieszka przez ludzi (spotkaliśmy się z bardzo różnymi datowaniami,
ale najczęściej pojawia się data ok. 2000-500 rok p.n.e.). Miejsce to było objęte
kultem co najmniej od epoki żelaza. Wiązało się też z nim wiele motywów w
mitologii tutejszych ludów – np. w fińskiej legendzie o złym duchu, Louhi,
który ukradł światło (ogień i słońce), i Ukko, bogu nieba, który nakazuje
stworzyć nowe słońce z iskier. Podczas tworzenia nowego słońca trochę iskier
spada na ziemię. Jedna miała spaść właśnie na Saaremeę. A ogromne pożary lasów,
które wybuchły w wyniku upadku miały „oddać” ludziom również ogień, drugie źródło
światła.
Krater w dawnych przekazach był również nazywany „miejscem,
gdzie upadło martwe słońce” lub „grobem słońca”.
Kolejnym punktem naszej dzisiejszej wycieczki było wzgórze
wiatraków w Angla. Niegdyś, ze względu na korzystne warunki „wiatrowe”, było
tam dużo wiatraków. Do dnia dzisiejszego pozostało pięć i na miejscu zostało
stworzone muzeum rolnicze i skansen z małą restauracją z regionalnym jedzeniem
(dobrym!).
Po drodze do następnego punktu zatrzymaliśmy się na
moment przy parku linowym w Leisi. Ciekawe miejsce. Park jest ogólnodostępny i
bezpłatny. Idzie się bez żadnych zabezpieczeń wybraną przez siebie ścieżką.
Chłopcy nieźle się wybawili. My również spróbowaliśmy
swoich sił i mamy sporo kompromitujących filmików, których nie będziemy chyba
szeroko udostępniać😉 Zostaną na specjalne okazje 😉
Po niecałych 30 minutach dotarliśmy na klif Panga.
Najwyższy nadmorski klif w tej części Estonii, wznoszący się na ponad 20 metrów.
Z klifu rozpościerał się wspaniały widok na morze, w oddali widać było sąsiednią
wyspę Hiiumaa.
Po krótkim spacerze wróciliśmy na kemping.
Oto trasa naszej dzisiejszej wycieczki. Ciekawe, że
wybraliśmy chyba trasę żelaznych punktów turystycznych, bo w kolejnych punktach
widzieliśmy te same samochody i te same osoby, które również nim podążały.
Zdaję się, że w Kuressaare można załapać się na autokarową „objazdówkę” tym
samym szlakiem.





Brak komentarzy:
Prześlij komentarz