Dzisiaj znowu się rozdzielamy. Do Polski rusza druga przyczepa. A my próbujemy przedrzeć się jeszcze dalej na północ.
Generalnie chcielibyśmy dotrzeć do Estonii (znowu granica, ew. kontrola,
kwarantanna itp.) na wyspę Saaremaa. Tylko że musimy w tym celu objechać
calutką Zatokę Ryską, załapać się na prom na wyspę i dotrzeć prawie na jej
koniec na kemping. No i po drodze wpaść do Rygi, bo mimo, że byliśmy „rzut
kamieniem” od niej, to jakoś nam to wypadło z planów 😉
Plan B to fajny kemping na wschodnim brzegu zatoki, tuż przed granicą z Estonią.
Udało nam się całkiem sprawnie zebrać namiot i już koło południa byliśmy na starówce w Rydze. Nie było czasu na wielkie zwiedzanie, więc ograniczyliśmy się do niedługiego spaceru i lekkiego lunchu przed dalszą drogą.
Ryga.
Niecałe dwie godziny później znowu siedzieliśmy w aucie – 3 godziny do
promu. Po drodze granica (ale tu nie spodziewamy się kłopotów – pewnie wygląda
tak samo jak dwie poprzednie), trzy tykające bomby na pokładzie (na szczęście
jedna szybko weszła w stan uśpienia😉) i droga, która na
ostatnie 80 km na mapie zmienia kolor z żółtego na biały…
Los okazał się łaskawy i do portu wjechaliśmy 15 minut przed godziną odpłynięcia promu na Saaremeę. Zosia wielkodusznie przespała 2,5 godziny, chłopcy w spokoju przesłuchali kolejne audiobooki, a „biała” droga okazała się super dobrą równiutką szosą. A granica jeszcze bardziej pordzewiała niż litewsko-łotewska. Tylko ludzi jakby mniej, samochodów na drodze nie wiele. W sumie to zorientowaliśmy się, że dobre 2 godziny jechaliśmy przez las i poza paroma chatkami widzieliśmy jedynie drzewa…
Prom
Tuż przed godziną 20. docieramy na nasz kemping Tehumardi Camping.
Udało się. Jesteśmy na Saaremaa – u celu naszej wyprawy.















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz