sobota, 22 sierpnia 2020

Dzień 21 - piątek, 21.08.2020, Park Narodowy „Gauja” (Łotwa) – Kowno (Litwa)

 Dzisiaj czeka nas kolejny przejazd w stronę Polski. Postanowiliśmy zatrzymać się na jedną noc w Kownie. Tym razem wyjątkowo zamiast kempingu wybieramy hotel przy rynku starówki.

Jeszcze nieśpieszne śniadanie nad rzeką, zwinięcie namiotu i ruszamy. Musimy się pożegnać z naszym sąsiadem, wyjątkowo oswojonym królikiem, który towarzyszył nam podczas pobytu na tym polu.



Tym razem, gdy mijamy granicę litewską, widzimy w przeciwnym kierunku partol straży granicznej. Po naszej stronie – nic. Jedziemy dalej.

Już na pierwszym postoju przypominamy sobie, że Litwini bardzo rygorystycznie podchodzą do kwestii maseczek. Mimo, ze na zewnątrz ciężko zobaczyć kogokolwiek w maseczce, to w pomieszczeniach absolutnie wszyscy mają maseczkę. I to o dziwo poprawnie założoną. Fakt założenie maseczki to nie jest jakaś wielka filozofia, ale w Polsce często można spotkać nieśmiałych buntowników z maseczką na brodzie, czy niezasłaniającą nosa. Po co ją zakładają? Ciężko stwierdzić. Myślę, że to trochę tak, jak zarzucanie samochodowych pasów bezpieczeństwa na ramię (bez zapinania), żeby „policja się nie czepiała”.

W każdym razie, na Litwie nie sprawa jest jasna – wchodząc do jakiegokolwiek pomieszczenia, czy to sklep, restauracja, czy muzeum, a nawet latarnia morska – masz mieć maseczkę i najczęściej również zdezynfekować ręce. Przez te wszystkie dni na Litwie widziałam tylko jedną osobę na stacji benzynowej, która weszła bez maseczki. Pan został szybko upomniany przez sprzedawcę i jednego z klientów i po chwili wrócił już z maseczką.

Po ciekawe, na Łotwie i w Estonii sprawa się ma zgoła inaczej. Na Łotwie czasami niby jest informacja o maseczkach, ale nikt ich nie zakłada. Na Estonii nie widzieliśmy chyba nawet informacji o konieczności założenia maseczek. Ale trzeba przyznać, że w Estonii byliśmy w raczej odludnych miejscach. Możliwe, że w Tallinie wygląda to inaczej.

 

Do Kowna zajeżdżamy koło 18. Szybko wrzucamy niewielki plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami do pokoju i idziemy na  spacer.


 







































Jutro od razu po śniadaniu, ruszamy do Polski. Na naszym ostatnim przystanku mamy dla chłopców małą niespodziankę.

czwartek, 20 sierpnia 2020

Dzień 20 - czwartek, 20.08.2020, Park Narodowy „Gauja” (Łotwa)

Dzisiaj przy śniadaniu dzień powitał nas startem dwóch balonów tuż za płotem! Zdążyliśmy uchwycić je na zdjęciu, gdy odlatywały. Okazuje się, że i tak można „zwiedzać” dolinę rzeki. Sądząc po zdjęciach „z lotu ptaka” znalezionych w sieci, taka podróż musi robić ogromne wrażenie.


Koło południa ruszyliśmy wzdłuż rzeki na start szlaku „LīgatneNature Trails”. Była to ponad 5 kilometrowa ścieżka przyrodnicza po dolinie rzeki urozmaicona możliwością obejrzenia łotewskiej fauny w jej naturalnym środowisku (no może prawie naturalnym😉, jednak były to grodzone wybiegi). W pierwszej części szlaku znajdowało się też mini muzeum przyrodnicze.









Trzeba przyznać, że ścieżka jest bardzo dobrze przygotowana. Wyraźne oznaczenia, kładki, tablice informacyjne (niestety część jedynie po łotewsku). Wybiegi zwierząt są rozsiane po naprawdę sporym terenie, także można też swoją uwagę poświęcić tutejszej przyrodzie. Widać również, że gospodarze zadbali o najmłodszych zwiedzających – oprócz infrastruktury dostosowanej do dzieci (przewijaki, specjalny kibelek dla dzieci i małe stoliki w barze), na samym szlaku umieścili dużo atrakcji przeznaczonych dla młodych ciałem lub duchem. „Naturalne” place zabaw, łamigłówki przyrodnicze, ścieżki sensoryczne (zobacz-dotknij-powąchaj) itp.





Sporym wyzwaniem było samo wypatrywanie zwierząt na wybiegach. Mimo, że wiadomo, że gdzieś tam muszą być, czasem nijak nam się to nie udawało. Za to innym razem zwalony pień okazywał się niedźwiedziem, a cień w trawie lisem. Całkiem ciekawe doświadczenie.




Trochę nam się zeszło z obejściem i obejrzeniem wszystkiego. Tradycyjnie już w najmniej oczekiwanym momencie Franek zakomunikował, że on właśnie w tej sekundzie stał się tak głodny, że w zasadzie nie może już iść dalej i lada moment umrze z głodu 😉 Na szczęście zza roku majaczyła już budka z zupą i plackami, która uratowała Franka od śmierci głodowej. Po lekkim naładowaniu baterii wróciliśmy do rowerów i ruszyliśmy w stronę miasteczka Līgatne do specyficznego parku linowego Tīkluparks.

Okazało się, że jest to całkiem fajne miejsce łączące właśnie park linowy, hotel, restaurację, sale zabaw dla dzieci i sale wystawowe oraz salę koncertową.




Sam park linowy to podwieszone na wysokości od 7 do 15 metrów nad ziemią pomosty z siatki, po których można chodzić, biegać i skakać. Trochę jak połączenie ścieżek z parków linowych (choć nie było tu zbyt wiele przeszkód do pokonania) i gigantycznej trampoliny podwieszonej na sporej wysokości. A wszystko to między drzewami świerkowego lasu.





Po zabawie mieliśmy jeszcze w planach rzucić okiem na starą papiernię, która swego czasu była kołem napędowym rozwoju okolicznych miejscowości, ale niestety nie udało nam się do niej dotrzeć. Cały ten teren jest dość mocno górzysty i poprzecinany przez doliny mniejszych rzek, także to co na mapie wygląda blisko, może okazać się już w dolinie kolejnego potoku.

W każdym razie nie chciało nam się już błądzić i pojechaliśmy prosto na nasz kemping. Przy okazji mieliśmy okazję rzucić okiem na nietypowe zabudowania Līgatne, które w prawie 100% stanowiła bardzo stara zabudowa, jeszcze drewniana. Najpierw minęliśmy parę wolnostojących drewnianych mini-pałaców czy willi, aby po chwili dojechać do ciągnących się dobre kilkaset metrów osiedli drewnianych szeregowców, ewidentnie dość wiekowych.





No i na tyle – jutro ruszamy dalej.

Trzeba przyznać, że po tym jednym dniu teren ten narobił nam smaku - jest tu naprawdę uroczo i jest materiału na co najmniej tygodniowy (lub dłuższy) super ciekawy pobyt. Może jeszcze kiedyś….

Dzień 19 - środa, 19.08.2020, Saaremaa (Litwa) - Park Narodowy „Gauja” (Łotwa)

Dzisiaj rozpoczęliśmy naszą podróż powrotną. Chcemy po drodze zobaczyć jeszcze parę miejsc, ale nie będzie to już tak długi etap jak w drugą stronę. Na pierwszy przystanek wybraliśmy łotewski Park Narodowy „Gauja”, a konkretniej miasteczko Līgatne, w którym znaleźliśmy miły kemping nad rzeką. Nie zatrzymamy się tam na długo, bo tylko na dwie noce.

Podróż minęła nam bez większych trudności. Znowu prom i droga wzdłuż Zatoki Ryskiej. Po drodze granica estońsko-łotewska.

Ignacy "przeczytał" 200 stron kryminału Krzyśka


Tuż przed Rygą odbijamy jednak na wschód w kierunku doliny rzeki Gauja. To właśnie tam znajduje się największy i zarazem najstarszy park narodowy na Łotwie - Gaujas nacionālais parks. Park rozciąga się wzdłuż rzeki, z grubsza między miejscowościami Sigulda a Kieś (Cēsis). Początkowo mamy problem z wybraniem miejsca noclegu… Teren ten bowiem wyjątkowo obfituję w różnego rodzaju atrakcje i ciekawe miejsca – od tych typowo przyrodniczych (trasy trekkingowe, jaskinie, rezerwaty, przełomy rzeki itp.), przez historyczne (średniowieczne zamki, pałace, ruiny starych osad, większe i mniejsze muzea) po propozycje innych ciekawych aktywności (parki linowe, rozmaite spływy rzeką, jazda konna, loty balonem, czy kolejka gondolowa nad doliną rzeki). Wszystko to połączone jest całą siecią szlaków rowerowych i pieszych. Nie jest łatwo w tym coś wybrać na raptem jeden pełny dzień na miejscu. 

Ostatecznie zdecydowaliśmy się na miejscowość Līgatne, w centralnej części parku. Ustaliliśmy, że jutro ruszymy rowerami i zobaczymy coś ciekawego w promieniu kilku kilometrów od naszego kempingu. Z bólem serca odpuściliśmy wszystkie dalsze punkty. Nie mogliśmy ryzykować dłuższej wyprawy rowerowej (nie mamy już ze sobą przyczepki dla Zosi), a od samochodu chcieliśmy odpocząć ten jeden dzień.

Namiot rozstawiamy nad rzeką na kempingu na Canoe camping Makars tuż przy przeprawie promowej. Jeśli wierzyć tutejszym opisom, jest to jedyny taki prom w tej części Europy – drewniana tratwa na dwóch łodziach przeciągana z brzegu na brzeg siłą ludzkich rąk. Niby jest w stanie przewieźć samochód, ale postanowiliśmy nie testować jej wyporności naszym wyładowanym po brzegi autem. Wybraliśmy obserwowanie tego cudu techniki z brzegu ;)